Dla jedynej, najwspanialszej i niepowtarzalnej Cam,

bo jej Austriacka Kawa była swojego rodzaju początkiem

poniedziałek, 8 października 2012

Prolog - Upadek



                              Upadek.

                   Zawsze powtarzał, że już w locie wiedział, co się stanie. Już na progu to przeczuwał. Uderzenie było silne, bolesne, musiało takie być. Połamał obie narty, a przecież narty do skoków nigdy się nie łamią.

                   Mówił, że nie pamięta nic od upadku do ocknięcia się w szpitalu. Prawdopodobnie tak było. Po co miałby kłamać?

                                      Andreas zawsze był szczery.

                   Byłam tam przez przypadek, nigdy zbytnio nie interesowałam się skokami narciarskimi. Nie o skoczkach chciałam pisać. Namówiła mnie do tego moja przyjaciółka, Katharina, żona Simona Ammanna. Zawsze potrafiła na mnie wpłynąć. Lubiłam patrzeć na jej szczęście z Simonem. Słyszałam tę historię wielokrotnie. Niesamowita miłość. Też takiej chciałam. Ale wtedy byłam przekonana, że moja wielka miłość odeszła na zawsze.

                    Andreas… wtedy jeszcze nie znałam jego imienia. Otworzył oczy. Ciepłe, ciemnobrązowe tęczówki otoczone siatką czarnych rzęs szukały wzrokiem jakiejkolwiek znajomej twarzy. Był tam Simon, jego przyjaciel, z piękną żoną i ukochaną córeczką. Andreas uśmiechnął się delikatnie na widok jasnych włosów dziewczynki ozdobionych czerwoną kokardką.

                                      I te miny lekarzy.

                   Chciał wiedzieć, kiedy będzie mógł wrócić do skakania. Tylko to go interesowało. Odpowiedzi na początku nie było.

                   Już nie pamiętam, dlaczego wtedy znalazłam się w sali Andreasa. Może z głupiej, ludzkiej ciekawości? Nie, chyba nie. Może poprosiła mnie o to Katharina? Może, to nieważne. Nie teraz. Nie tu.

                                      - Panie Kofler, bardzo nam przykro.

                Z początku był przerażony. Jak małe dziecko, które zgubiło się w sklepie i nie ma pojęcia, gdzie jest jego mama.

                On stracił coś zupełnie innego. Sens życia. Wszystko, co miał, co kochał.

                                     - Uraz jest zbyt poważny.

                A przecież do była dopiero inauguracja sezonu. Czekał na to od dawna. To miał być jego rok. Czuł to, tym razem mógł wygrać. Był w życiowej formie. A jeden upadek zabrał mu wszystkie szanse. Katharina ścisnęła lekko jego silną dłoń. Uśmiechnął się blado, mimo wszystko, patrząc na jej zaokrąglony brzuch. Miał być ojcem chrzestnym ich drugiego dziecka.

                A ja matką chrzestną.

                                     - Nigdy więcej pan nie skoczy.

                Zacisnął dłonie w pięści i nic nie powiedział.

                Jak silnym trzeba być, by znieść taki cios? By przyjąć to w milczeniu, bez słowa sprzeciwu, i po chwili znowu się uśmiechać, pomimo bólu?

                Dokładnie tak, jak Andreas.

                                     Dwudziesty szósty listopada dwa tysiące jedenasty rok.

                Dzień, w którym zakończyła się kariera Andreasa Koflera.

                A rozpoczęła nasza historia.

~*~
Blame Cam, bo Kofler za mną chodził od początku, od jej Austriackiej Kawy.
A piosenka z [H]ouse'a.